DYSKUSJA „JAK PISAĆ O LUDZIACH SOLIDARNOŚCI?”

Dlaczego mielibyśmy się wstydzić za Solidarność?… – tak na jedno z pytań rozpoczął swą odpowiedź jeden z uczestników dyskusji panelowej „Jak pisać o ludziach Solidarności?” podczas drugiego dnia II Międzynarodowego Festiwalu Historycznego „Wiek XX. Anamneses”, w której uczestniczyli: Krzysztof Grzelczyk (m.in. działacz opozycji antykomunistycznej w PRL, były wojewoda dolnośląski; autor przygotowywanej do druku książki o wrocławskich drukarzach podziemnych), Małgorzata Wanke-Jakubowska i Maria Wanke-Jerie (obie z wykształcenia matematyk-teoretyk, specjalistki public relations, autorki książki o przywódcy jeleniogórskiej Solidarności „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz (1950-1995)” i będącej w przygotowaniu do druku publikacji na temat procesu Władysława Frasyniuka w 1982 r.) oraz Antoni Wójtowicz (działacz opozycji antykomunistycznej w PRL, od 1984 r. szef i założyciel wydawnictwa „Profil” specjalizującego się w tematyce „solidarnościowej”). Dyskusję prowadziła Katarzyna Kaczorowska, dziennikarka i autorka książki „80 milionów: historia prawdziwa” i współautorka publikacji o Piotrze Bednarzu i Mieczysławie Tarnowskim.

Na początku dyskusji pojawiła się kwestia, czy warto w ogóle pisać o Solidarności i jak pisać, czy pisać o ruchu Solidarności, czy ludziach z nim związanych. Katarzyna Kaczorowska zauważyła, że „sytuacja jest piętrowo trudna, bo często musicie pisać o samych sobie”. M. Wanke-Jakubowska powiedziała, że należy pisać zdecydowanie o ludziach, zwłaszcza, że odchodzą. Dodała, że bardzo pozytywnie w tym względzie wyróżnia się Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”, który poprzez zbieranie relacji świadków, w tym ludzi Solidarności, dokumentuje i utrwala ich działalność. Dostrzegła jednakże inną trudność, którą jest ostry spór polityczny. Miała na myśli np. publikacje o Tadeuszu Mazowieckim, Lechu Kaczyńskim czy Lechu Wałęsie, podkreślając, że „ci wielcy ludzie nie zasługują na to, żeby o nich kłamać”. M. Wanke-Jerie mówiła z kolei, że nie o wszystkim należy pisać. Opowiadała o swoich doświadczeniach podczas pisania biografii o Romanie Niegoszu, zarejestrowanym jako TW „Zenek”. – To było bardzo trudne, ponieważ rodzina o tym nie wiedziała i takie informacje były dla nich szokiem. „Godzenie się z taka prawdą jest procesem” i należało im to wszystko wytłumaczyć, zwłaszcza, że jego rejestracja przez SB okazała się nic nie znaczącym epizodem, a on nad wyraz przyzwoitym człowiekiem.

Katarzyna Kaczorowska przytoczyła anegdotę związaną z krążącą plotką o domniemanej współpracy z SB Tomasza Surowca. Dziennikarka zapytała go o to, jednakże bohater strajku z 1980 r. w Zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej niczego takiego nie pamiętał i w jego przekonaniu nikomu nie wyrządził nigdy żadnej krzywdy. Zapytała też Krzysztofa Grzelczyka o książkę „Sprawa Operacyjnego Rozpracowania «Kaskader»” (autorstwa S. Krzyżanowskiej i W. Trębacza), w której relację byłego rzecznika Studenckiego Komitetu Solidarności skonfrontowano z treścią materiałów SB dotyczących jego osoby. Książka wywołała we Wrocławiu niemałe zamieszanie. K. Grzelczyk opowiadając o kulisach jej powstawania m.in. stwierdził: „Powstało pytanie, jak te nazwiska ujawnić?”. W końcu po konsultacjach z prof. Włodzimierzem Suleją postanowiono wydać tę książkę w takiej właśnie formie.

Kolejne wywołane zagadnienie to pytanie o to, czy pisanie o Solidarności to pisanie o ludziach, którzy próbowali zmienić Polskę. Krzysztof Grzelczyk – Byliśmy jak najbardziej normalnymi ludźmi. Ja, kiedy zaangażowałem się w SKS, miałem 20 lat. Myśleliśmy wtedy – będziemy szczypać ten komunizm, na ile się będzie dało. M. Wanke-Jerie zauważyła, że my dopiero dzisiaj zdajemy sobie sprawę, jak tych ludzi było mało. To może jakieś 3%. Dlatego trzeba o nich pisać. Jednocześnie dodała – „Trzeba zrobić trochę więcej miejsca na podium dla ludzi mało znanych, dla ludzi drugiego planu”. M. Wanke-Jakubowska mówiła o tym, że zdarzają się też takie książki, które nie opisują ludzi Solidarności prawdziwie. – „Każdy z tych bohaterów jest czyjś. I dlatego te biografie są wykoślawione”.

Na pytanie, czy ludzie chcą czytać o ludziach Solidarności, przekornie odpowiedział Antoni Wójtowicz. – „Ja mogę powiedzieć, że nie chcą” , po czym dodał: „Mogę wydawać tylko o ludziach już nieżyjących. Inaczej zaczęłoby się polskie piekiełko”. Następnie opowiadał o wydawanych publikacjach swojego wydawnictwa „Profil”. Na dniach ma się ukazać książka o wrocławskich drukarzach, osobach zupełnie nieznanych. Dodał też, że zupełnie inną wartość mają słowa pisane na bieżąco w tamtym czasie. – „Po latach koloryzujemy, a pisanie na bieżąco ma zupełnie inny wymiar”. – „Ja jest usługodawcą i na szczęście nie piszę” – skontatował A. Wójtowicz. M. Wanke-Jerie nie zgodziła się z tym, że młodzi ludzie nie interesują się Solidarnością. Na poparcie tego podała przykład wystawy „Solidarny Wrocław” (przygotowana w 2010 r. przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”) czy inicjatyw dotyczących Jerzego Woźniaka.

Czy pomaga to, że pisze się o kolegach i koleżankach? – to kolejny temat rozważań podczas dyskusji. Krzysztof Grzelczyk – „Mi ta sytuacja zdecydowanie pomogła. Fakt, że tych ludzi znałem, to łatwiej było mi informacje weryfikować”. M. Wanke-Jakubowska powiedziała, że pisząc o procesie Frasyniuka już miała zarzut, że pisze i jak pisze. M. Wanke-Jerie uzupełniła swoją siostrę: „Myślę, że jest to dobra recepta, ażeby z innej pozycji podejść do tematu” .

Ciekawe wypowiedzi wywołało pytanie, czy martyrologiczne myślenie Polaków o Solidarności ma znaczenie? K. Grzelczyk przypomniał, że były ofiary śmiertelne. I o tym należy pamiętać, także o tysiącach internowanych, ludzi bez pracy, o przymusowych emigrantach itd. – „Nie chodzi o kombatanctwo nas, którzy przeszli ten okres suchą nogą. W końcu pół roku więzienia dało się przeżyć. Jeżeli to sobie powiemy, to możemy normalnie opowiadać o 10-milionowym ruchu”. Antoni Wójtowicz z kolei dodał: „A dlaczego mamy się wstydzić za Solidarność, za stan wojenny, za pierwszą Solidarność itd. Solidarności należy się szacunek, należy o niej mówić”. M. Wanke-Jerie m.in. stwierdziła: „Mając wolność, nie czuje się jej smaku […] Młodzi ludzie tego nie doceniają”. Oni powinni rozumieć, że ktoś o to walczył, a Solidarność była niespotykana na skalę światową. Jej siostra – M. Wanke-Jakubowska – przypomniała jeszcze o rozbitych rodzinach. – „I jeszcze jedno – należy także pamiętać o Solidarności przez małe „s” – międzyludzkiej, sąsiedzkiej… Warto pokazywać te postawy, bo one są wzorcotwórcze”.

Jedną z ostatnich kwestii dyskusji było pytanie o tematy, których by nikt nie podjął w swoich publikacjach. Krzysztof Grzelczyk opowiadał, że podczas pisania o wrocławskich drukarzach, pojawiło się parę niespodzianek. On przecież znał tych ludzi, ale dopiero teraz pewne rzeczy ułożyły mu się w pewną całość. Jednym z dość zaskakujących wniosków był fakt, że na samym początku drukiem zajmowali się hippisi. A jeżeli hippisi, to czy zażywali narkotyki? Akurat ci opisywani ich nie zażywali, ale dwóch z nich miało problemy z alkoholem. Pominięcie tego byłoby nieprawdziwe. To są trudne tematy. Z kolei Antoni Wójtowicz mówił m.in., że np. „książki o romansach w pierwszej Solidarności nie wydawałbym. Nie dajmy się zwariować”. M. Wanke-Jerie dodała: „Ja nie pisałabym o sprawach obyczajowych, a jeżeli byłaby taka uzasadniona potrzeba, to z maksymalną ostrożnością”, a M. Wanke-Jakubowska wspomniała o sprawie z lat 70. XX w. o kryptonimie „Mąciciele”. Pośród osób tam występujących dwie okazały się tajnymi współpracownikami SB. „Ja tych ludzi spotykam. Korci mnie, żeby ich o to zapytać i nie mam odwagi” – dodała na zakończenie. W dyskusji padały też pytania od zgromadzonej publiczności.

Posted in Aktualności.